„Nie jestem niechętny, lecz po prostu obojętny”. W ten sposób wielu ludzi przedstawia swój stosunek do Boga czy też do innych. Czy jednak obojętność stanowi wystarczające usprawiedliwienie dla lekceważenia czegokolwiek lub kogokolwiek, kto sprawia kłopot? By odpowiedzieć na to pytanie wystarczy zbadać emocjonalne nastawienie odbiorcy do danego tematu.
Sięgnijmy po dwa przykłady. Pierwszy dotyczy mojej znajomej, której ojciec znalazł się w szpitalu i zmarł niespodziewanie po kilku tygodniach. Od chwili, gdy trafił do szpitala aż do momentu śmierci nie otrzymała ze strony swojego rodzeństwa żadnej pomocy, choć mieszkali w pobliżu. Jak myślicie, co sobie pomyślała moja znajoma? Jak oceniła ich obojętność?
Drugi przykład dotyczy Elie Wiesela, pisarza, który otrzymał nagrodę Nobla. W wieku piętnastu lat został deportowany do KL Auschwitz a następnie do obozu w Buchenwaldzie. Z całej rodziny Holocaust przeżył tylko on. Możemy sobie wyobrazić co czuł, gdy czytamy jeden z jego najbardziej znanych cytatów: „Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, lecz obojętność”.
Dotyka nas do żywego, gdy ludzie, na których liczymy są nieczuli na nasze potrzeby. W zasadzie takie zachowanie jest jakimś rodzajem nienawiści. Jeśli my odbieramy to w ten sposób, jak Bóg oceni taką postawę? Czy będzie bardziej pobłażliwy od nas?
Chciałabym w tym miejscu przyznać, że nie jesteśmy w stanie przejmować się wszystkim. Mimo to, pewnych spraw nie możemy ignorować. Na samej górze listy tych “spraw”, które nie powinny być nam obojętnie, znajdują się te trzy pozycje: Bóg, z uwagi na to, że jest Stwórcą i będziemy przed Nim rozliczeni, rodzina, i ludzie w sytuacjach życia i śmierci, którym jesteśmy w stanie pomóc.
Piszę o tym nie dlatego, by kogokolwiek oskarżać. Wręcz przeciwnie. Sama niejednokrotnie szukam przed Bogiem wymówki, “chowając się” za obojętnością w sensie: “nie jestem nieposłuszna, tylko mnie to nie obchodzi po prostu”. Bardzo łatwo jest w ten sposób usprawiedliwić siebie samą we własnych oczach, że to nie ma nic wspólnego z lekceważeniem woli Bożej, nic wielkiego, absolutnie żaden tam grzech, tylko obojętność.
Czy rzeczywiście? Czy Boga można zbyć w ten sposób? Jak On to odbierze? Czy tak jak Elie Wiesel lub moja znajoma? Sądzę, że będzie o wiele bardziej rozczarowany i zasmucony, gdyż widzi wszystko o wiele wyraźniej od nas.
Niech to będzie dla mnie bodźcem do tego, by kolejnym razem, gdy zlekceważę impuls od Ducha Bożego, nazwać to po imieniu – nieposłuszeństwem a nie obojętnością.