Wiercę się i przekręcam z boku na bok na łóżku, i tak nie mogę zasnąć. Niespokojne myśli dręczą mój umysł co sprawia, że skuteczniej odstraszają sen niż kiedykolwiek wcześniej kawa. Na próżno staram się zapanować nad tym niepokojem. W tle budzik odmierza miarowo sekundy, cykając denerwująco. Mijają nieprzespane godziny.
Nie pomylę się, jeśli założę że większość wie z grubsza o czym mowa.
Nasz świat przestał być ostoją naszego życia a nasza przyszłość wydaje się mglista, naturalne jest więc, że towarzyszą nam rozmaite obawy. Nawet w lepszych czasach czają się w gotowości pod powierzchnią naszej świadomości. Kiedy więc Jezus mówi nam, abyśmy się nie martwili, czy mamy to potraktować na serio? Czy on naprawdę oczekuje, że zupełnie przestaniemy się martwić, skoro zawsze zjadziemy ku temu powód?
Problemy lub zagrożenia w zrozumiały sposób wywołują w nas niepokój. Niestety, często przeradza się on w lęk. Weźmy za przykład fragment z Ewangelii, gdzie uczniowie Jezusa wyływają łodzią w morze i rozpętuje się burza. Jezus spał, podczas gdy Piotr i pozostali apostołowie walczyli o życie. Kiedy wydawało się, że są bliscy zatonięcia, obudzili Jezusa z pretensjami, że ma w nosie ich tragiczne położenie. Gdy uciszył burzę zapytał: „Dlaczego się tak boicie? Czy ciągle jeszcze nie wierzycie we mnie?” Uwaga Jezusa trafia w sedno problemu. Nie był zły z powodu ich strachu lecz że mu nie ufają.
Ilekroć się zamartwiam, zwracam się do słów apostoła Pawła z Flp 4,5-6, które są praktyczną wskazówką, jak pokonać lęk. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Paweł zaczyna od tego, aby o nic się nie martwić. Jakby przewidując liczne wątpliwości, Paul wyjaśnia, jak to zrobić, i tutaj znajdujemy klucz jak radzić sobie z niepokojem. Można go pokonać tylko wtedy, gdy zastąpimy go wiarą wyrażaną poprzez modlitwę, prośbę i dziękczynienie.
Czasami bywam tak obciążona problemami, że zajmują one całą moją energię. Kiedy jednak zwracam się do Boga o pomoc, z wiarą, że pomoże w tej sytuacji, przerzucam z siebie na niego ogromny ciężar. Odczuwam wtedy ulgę i znowu mogę swobodnie oddychać. Bóg chce, abyśmy mu zaufali i powierzyli mu wszystkie nasze troski. Jego ramiona są znacznie szersze i silniejsze niż nasze, i on zdejmie z nas wszystko, co nas trapi.
Częstokroć zachowujemy się podobnie, jak uczniowie podczas burzy – staramy się rozwiązać problem sami, zamiast zaufać Bogu. Kiedy w końcu zderzamy się ze ścianą, jesteśmy na niego źli, sfrustrowani, rozczarowani tym, że według nas ignoruje nasze potrzeby. Obyłoby się bez tego, gdyby nie odwlekać tylko od razu zwracać się do niego o pomoc w razie potrzeby.
Nie jest to łatwy wybór i należy się nauczyć tych prawidłowych odruchów, gdyż
wybór zawsze należy do nas – albo się martiwmy albo ćwiczymy zaufanie do Boga. Jeśli wybierzemy drugą opcję, Paweł nam coś obiecuje – pokój Boży napełni nasze serca, nawet w beznadziejnej sytuacji. Pokój działa jak tarcza, która chroni przed niepokojem.
Kiedy Jezus mówi nam, abyśmy się nie martwili chce, abyśmy mu zaufali, abyśmy powierzyli mu swoje życie, przerzucili na niego wszystkie troski, ponieważ on ma na to wszystko sposób.