Co roku duża część naszego globu świętuje narodziny Chrystusa, podczas gdy inni zastanawiają się, o co w tym zamieszaniu chodzi. Czy wcielenie Jezusa coś realnie zmienia w naszym życiu, czy Boże Narodzenie to tylko kolejna historia mająca nas wprowadzić w świąteczny nastrój. Chciałabym podać trzy przykłady tego, w jaki sposób moja relacja z Chrystusem miała ostatnio wpływ na moje życie.
Radzenie sobie z cierpieniem i śmiercią. Dwa miesiące temu po raz pierwszy od ponad trzech lat odwiedziłam moją 92-letnią mamę—stało się tak ze względu na pandemię i przez to, że jesteśmy po przeciwnych stronach oceanu. Ze złamanym sercem patrzyłam, jak bardzo pogorszyło się jej zdrowie—przestała być samodzielna a czasem jest tak słaba, że zastanawiam się, ile czasu jej zostało.
Zamiast się zadręczać myślami znalazłam siłę i pocieszenie w obietnicach Jezusa. Przypominają mi one o tym, że on pokonał śmierć i że nasz świat nie jest naszym kresem—to tylko pierwszy akt naszych dziejów. Dzięki narodzinom, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wierzący mogą mieć więź z Bogiem i gwarancję bycia z Nim, gdy nasz czas na ziemi dobiegnie końca.
Kiedy więc spojrzałam na stan Mamy z niebiańskiej perspektywy, mimo smutku mogłam odnaleźć spokój, dzięki zapewnieniu, że kiedyś będzie przemieniona. Jezus sprawił, że tak się stało.
Radzenie sobie z codziennymi problemami. Moja Toyota nie chciała odpalić, ale nie martwiłam się zbytnio, gdy zadzwoniłam do mojego mechanika, zakładając, że to coś drobnego. Nic bardziej mylnego! Silnik pękł, a naprawa samochodu przekroczyłaby jego wartość. Przez następny dzień lub dwa byłam w szoku i sfrustrowana ale w końcu posłuchałam sugestii Boga, który przypomniał mi, że nie jestem w tym sama. Jest przecież ze mną w każdej sytuacji.
Przez całe życie nieustannie doświadczamy poważnych i mniej poważnych problemów. Jednak wiem, że bliska relacja z Bogiem pomaga mi zachować w tym wszystkim właściwą perspektywę. Przykładem jest przypadek mojego zepsutego samochodu, który, choć był dużą niewygodą i był bolesny dla portfela, nie był mimo wszystko żadną tragedią. Pan Bóg pomógł mi właściwie ocenić sytuację i dał mi swój pokój, mądrość i środki na zakup nowego.
Radzenie sobie ze strachem. Oglądanie zbyt wielu wiadomości w ciągu ostatnich dwóch lat niezawodnym przyczyniło się do podniesienia u mnie poziomu lęku a z pewnością nie było to wszystko, na co mnie stać. Strach jest naturalną reakcją na niebezpieczeństwo—i bez niego niewielu z nas prawdopodobnie przeżyłoby wszystkie brawurowe akcje, które wykonywalibyśmy w swoim życiu. Strach sprawia, że stajemy się ostrożni, ale może też zawładnąć naszymi myślami, kontrolować nasze działania i paraliżować.
„Nie bój się” to najczęściej powtarzane słowa w Biblii, ale łatwiej to powiedzieć niż zrobić! Pismo Święte podpowiada również jak pokonać niepokój i troskę—poprzez zaufanie Bogu zamiast działać w strachu. Ta strategia może wydawać się zbyt uproszczona, jednak jest skuteczna. Ilekroć wzrasta mój niepokój i obawiam się, że się w nim zatracę, zwracam się do Bożego Słowa i jego obietnic, a wówczas jego pokój wypełnia moje serce.
Podsumowując, te trzy korzyści i wiele innych są dostępne dla nas, ponieważ Jezus urodził się w świecie, w którym i my żyjemy. Dzięki jego życiu i śmierci ci, którzy mu ufają, mogą cieszyć się bliską relacją z Bogiem. Jego obecność i ciągła pomoc są zawsze na wyciągnięcie ręki, co oznacza, że nie musimy samotnie żeglować po wzburzonych wodach życia. Czy nie jest to powód do celebrowania tego święta?